Samochody elektryczne


Popularność samochodów elektrycznych rośnie, ale ciągle są mało znane od strony eksploatacji, a na ich temat krąży wiele „legend”. Opisujemy, jakie są fakty, i liczymy, czy to się opłaca.Czy przed modą na samochody elektryczne można uciec? Zapewne już niebawem, przynajmniej w pewnym zakresie, zastąpią one auta z napędem spalinowym. Dla klientów indywidualnych bardzo liczą się koszty. Z tym na razie nie jest różowo. Istotne będą też na pewno działania ustawowe: tworzenie stref czystego transportu, ulgi i zachęty dla użytkowników takich pojazdów (jak jazda buspasami, darmowe parkowanie itp.).

1. Auto elektryczne to drogi zakup, ale potem jeździmy „za grosze”

REKLAMA

Trochę prawdy, trochę nieścisłości. Samochody elektryczne to ciągle drogi zakup. Oferta używanych jest bardzo skromna, nowych ciągle przybywa, ale poniżej 100 000 zł kupicie tylko Smarty. Świetnie dopracowany Nissan Leaf to wydatek… nawet 170 000 zł. W miarę rozsądnie wyposażone Renault Kangoo – do domu i biznesu – trudno kupić poniżej 150 000 zł. Nikt nie powie (nawet miłośnicy „prądu”), że to okazja.

A wydatki „na paliwo”? Koszt przejazdu 100 km waha się od… 0 do 66 zł! Skąd takie rozbieżności? Ciągle nie brakuje ładowarek miejskich, w których „zatankujecie” prąd za darmo (np. pod marketami Lidl). Zużycie prądu w autach osobowych to (średnio) od 13 do 30 kWh na 100 km. Jeśli ładujecie auto pod domem lub firmą, 100 km będzie kosztowało od 3 do 19 zł. Właściciele domków często chwalą się panelami słonecznymi. To oczywiście świetne rozwiązanie, bo teoretycznie mają prąd za darmo. Ale niezupełnie. Takie instalacje najczęściej są pozbawione akumulatorów. Poza tym wyprodukowany prąd trafia do sieci miejskiej z przelicznikiem (80 proc.), a zużycie go do auta może sprawić, że zabraknie go do gospodarstwa domowego (kwestia wielkości paneli i zużycia prądu).

Najdroższe są ładowarki komercyjne, jednak w wielu sytuacjach nie da się uniknąć skorzystania z tego rozwiązania. Jeśli okazjonalnie skorzystacie z ładowarki Greenway Polska (można już mówić o sieci!), to 1 kWh będzie kosztować nawet 2,29 zł (dodatkowo jest pobierana opłata za czas ładowania powyżej 40 min), a to oznacza znaczący wydatek – około 30 zł za 100 km w małym aucie!

2. Zasięg samochodu elektrycznego jest bardzo mały

REKLAMA

Producenci wprowadzają coraz nowsze generacje baterii i wydłużają zasięg, ale ciągle nie ma rewelacji. Można powiedzieć, że cały czas jeździmy „na rezerwie” i myślimy o zużyciu prądu. Zimą używamy ogrzewania, latem klimatyzacji – i jedno i drugie znacząco wpływa na zasięg. Prędkość powyżej 130 km/h, dynamika? Wskaźnik przebiegu leci „na łeb”. Może poznanie charakterystyk pracy silnika elektrycznego pomoże ograniczyć zużycie prądu, na razie posiłkujemy się doświadczeniami ze „spaliniaków”. Zużycie prądu mierzy się w kWh na 100 km. Według danych firmowych najoszczędniejszy jest Hyundai – 11,5 kWh/100 km. Małe auta potrzebują ok. 13-15 kWh, I-Pace – 21,2 kWh, większa Evalia – 25,9 kWh/100 km. Jak to się ma w praktyce? Jeżdżąc delikatnie Smartem, zużywaliśmy 15 kWh/100 km, szybko i dynamicznie – 22 kWh/100 km. Ważne: przepływowym miernikiem sprawdziliśmy w Smarcie ilość pobieranego prądu – jest bardzo zbliżona do wskazań zużycia energii podawanych przez komputer pokładowy.

Po naładowaniu Smarta czy Mitsubishi i-MiEV (małe auta) można przejechać realnie około 120-130 km, Leafem – nawet 220 km. Najlepsza pod tym względem jest Tesla – nie mieliśmy okazji testować, ale w lepszych wersjach zasięg auta przekracza 500 km.

3. Ładowanie baterii auta musi trwać bardzo długo

To zależy głównie od urządzeń zamontowanych w samochodzie i od gniazdka, z którego korzystamy. Zwykłe 230 V da mizerne efekty – ładowanie potrwa od 4-5 godz. (bateria Smarta ma 17,6 kWh, moc standardowej ładowarki w samochodzie to 4,6 kW, instalacja 230 V często nie daje większych możliwości) do ponad 20 godz. (przy baterii 40 kWh i ładowaniu z gniazdka zabezpieczonego bezpiecznikiem 10 A). Jeśli samochód może „obsłużyć” ładowarkę zewnętrzną 43 czy 50 kW prądu stałego (są nawet mocniejsze), ładowanie baterii 40 kWh można skrócić nawet do godziny!

4. Elektryk nie emituje spalin, jest więc ekologiczny

Nie podejmujemy się jednoznacznej wypowiedzi na ten temat – to zadanie na pracę magisterską. Na pewno samochód elektryczny nie emituje spalin tam, gdzie jest eksploatowany, co pozwala np. ograniczyć smog w mieście (ale czy bez zmiany sposobu ogrzewania będzie to skuteczne?). Na pewno łatwiej też zapanować nad elektrowniami niż pojedynczymi prywatnymi samochodami, w których są wycinane filtry cząstek stałych itp.

Czy energia elektryczna pozyskiwana głównie z węgla (w Polsce w 2017 r. powstało 170 TWh, z czego ponad 130 TWh – ze spalenia węgla) jest czystsza od tej z benzyny i oleju napędowego? Co prawda, udział węgla maleje, ale to i tak pytanie do specjalistów, którzy przeanalizują całą ścieżkę wydobycia surowców, produkcji i utylizacji baterii, strat przesyłu energii itp.

5. Samochód porusza się bardzo cicho, przez co rośnie komfort

Znowu tylko część prawdy – rzeczywiście, podczas ruszania i jazdy z niewielkimi prędkościami oraz na światłach w aucie jest bardzo cicho. Szybko jednak pojawiają się hałasy pochodzące z obracających się mechanizmów i szum powietrza opływającego karoserię i przy około 60 km/h można nie zorientować się, że jedziemy elektrykiem.

6. Pojazdy z silnikami elektrycznymi są bardzo dynamiczne

Rzeczywiście, cały moment obrotowy jest dostępny od startu. Najlepsze Tesle przyspieszają do 100 km/h w czasie poniżej 3 s, Leaf – w 7,9 s. Ale większość modeli jest przeznaczona dla normalnych użytkowników, poza tym dynamika „pożera” prąd, więc autami jeździ się po prostu normalnie – jak z niezłym silnikiem spalinowym.

7. Auta są niefunkcjonalne, bo baterie dużo ważą i zajmują miejsce

Rzeczywiście, pakiet baterii waży ok. 300 kg – nie pozostaje to bez wpływu na osiągi. Niektóre modele mają ograniczoną ładowność i nie mogą np. holować przyczepy. W znaczącej większości aut nie ma to jednak większego znaczenia. Leaf ma normalny bagażnik (435 l) i w pełni funkcjonalny kokpit.

Kiedy nadejdzie czas elektryków?

Jeśli mieszkacie w bloku, dużo jeździcie w trasy, macie nieregularne zajęcia, nie myślcie o samochodzie elektrycznym. Ale gdy pracuje się w czystej strefie i ma tani prąd – może czas już o tym myśleć?

Gdzie można „zatankować”?

Najbardziej naturalnym rozwiązaniem wydaje się skorzystanie z domowego gniazdka. Tu jednak zaczynają się „schody” – instalacja elektryczna 230 V nie pozwala na szybkie ładowanie. Jeśli nie macie 3-fazowej instalacji lub dopiero co projektujecie domek, możecie zadbać o odpowiednio mocne przyłącze (ale to kosztuje – droższe jest przyłącze, mogą też być nieco wyższe rachunki). Publiczne stacje ładowania zazwyczaj mają wysoką moc – 50 kW lub więcej.